Archiwum maj 2003


maj 08 2003 Bez tytułu
Komentarze: 0

Wstaję. Mam wspaniały humorek. Idę do szkoły. 1 lekcja. Piąteczka z geografii. 2 lekcja. Denna lekcja angielskiego na zastępstwie z fizyki. 3 i 4 lekcja. Dwie techniki. 5 lekcja. Matematyka z 47 letniom babką, która myśli, że uczeń to zwierze, które można tresować. 6 lekcja. Polski – historia tragicznej miłość, z której rozumiem co drugą stronę, pod nic nie mówiącym tytułem “Romeo i Julia”. Stwierdzam wszem i wobec, że nauczyciele to inna rasa powstała tylko po to, aby męczyć nas, nadludzi – uczniów. Godziny nauki i wkuwania na klasówki. Godziny nerwów przed lekcjami. Nieustanne stresy, nad którymi nie mamy kontroli. Tak, szkoła to klatka, z której nie ma ucieczki. Jedynym wyjściem jest pełnoletność, do której jeszcze trochę mi brakuje. Wszystko w swoim czasie niestety. Lecz czas czasami tak wolno mija, że ma się uczucie postoju między strumieniami życia. Siedzę, słucham winampa, kazza ledwo co chodzi, po prostu nie ma wyjścia, trzeba czekać. :)

lzy_zycia : :
maj 08 2003 WYCIECZKA
Komentarze: 0

Odbyłem dzisiaj wspaniałą, klasową wycieczkę. Rozpromienione (choć nie całkiem) dzieciaki wpakowały się do autokaru. Dwie godzinki jazdy i byliśmy na miejscu. W ukochanym miejscu wszystkich kibiców skoków narciarskich – w Wiśle. Nie byłem tam od 5 lat, więc myślałem, że po takich osiągnięciach Adasia Małysza trochę się zmieni (a nawet bardzo). Myślałem sobie, że zasypią mnie ofertami kupna koszulek, gadżetami z Małyszem, że Wisła zmieni się nie do poznania. A tu moje POLISH TRADE CENTER zamieniło się w wioskę, w którą terroryści nie trafili by boingiem, bo jest za mała. No cóż wychowawczyni dała nam czas wolny. Razem z dwoma kumplami poszedłem na lody. Były bardzo smaczne, zresztą cena była adekwatna do smaku. Ledwo je spożyliśmy kiedy na naszym horyzoncie pojawił się plac zabaw. Pobiegliśmy w jego kierunku i jak sama nazwa wskazuje zaczęliśmy się bawić na zjeżdżalniach i huśtawkach. Potem badaliśmy działanie siły odśrodkowej na żołądek człowieka na karuzeli. Ludzie patrzyli się na nas jak na idiotów. Następnie ruszyliśmy na Czantorie. Ponieważ perspektywa wejścia na nią przy 30 stopniach nie wydawała na się zbyt przyjemna, cała klasa zadecydowała, że wjedziemy na nią kolejką krzysełkową. Gdy już byliśmy na górze nadszedł czas aby trochę poszaleć... na saneczkach!!! Nikt nie używał hamulców, wszyscy pędzili ile fabryka dała naszym saneczkom. Potem czas na zasłużony odpoczynek i wejście na sam szczyt Czantorii. Na górze czekała na nas spora żelazna i czeska wieża. Weście oczywiście za opłatą, bo jak inaczej. Jeden z kolegów zrobił aferę czehowi, który akurat obsługiwał kasę, że to nie ładnie tak wykorzystywać wycieczki szkolne. Niestety, ten miły pan nie zrozumiał, ale za to opowiedział na miłą :) historyjkę o biurokratach i kurze grzebiącej dziurę w ziemi żeby znaleźć robaka. No cóż, jego środki perswazji na nas podziałały – zapłaciliśmy. Opłacało się, z wieży rozlegał się niesamowity widok. Koleżanka zrobiła sobie parę zdjęć i zeszliśmy w dół. Jeszcze tylko zjazd z Czantorii, 2 godzinki w autokarze i można pójść spać.

lzy_zycia : :
maj 08 2003 URODZINY DZIADKA
Komentarze: 0

W końcu jakiś lepszy dzień, lecz zmarnowany. Przynajmniej w połowie. Słoneczko świeci za oknem, a ja... idę do lekarza. Na szczęście tylko na kontrole. Niestety wredna baba w rejestracji powiedziała, że nie można umawiać się przez telefon. Więc muszę drałować na nogach. No cóż nie można mieć wszystkiego, lecz chciałoby się mieć przynajmniej połowę, a i tego nie mam. Natomiast po powrocie od lekarza oddam się słodkiej rozkoszy spożywania ciastek i tortów, no i potraw z grila. :) Jadę na urodziny mojego dziadka. Oczywiście prezencik jest już spakowany. Nie powiem wam co to jest. Najpierw musze się dowiedzieć czy będzie się podobało, ale myślę, że tak. No i to by było na tyle.

lzy_zycia : :
maj 08 2003 JAK PECH TO PECH
Komentarze: 0

To właśnie jeden z tych pechowych dni. Tyle tylko, że nie piątek i nie trzynasty. Po za tym niczym się nie różnił. Wyszedłem normalnie do szkoły, nawet dobrze mi dzisiaj poszło, dostałem dwie piątki. Ale szczęście wkrótce minęło. Nie wracałem dzisiaj z kumplami, bo chciałem być szybciej w domu zjeść obiad i iść na rehabilitacje, tak jak to robie codziennie. Poszedłem więc inną drogą i... napadli mnie. Dwóch wrednych gości wyskoczyło zza budynku, przyparli mnie do muru i otoczyli. Jeden z nich zapytał czy mam pieniądze. Powiedziałem, że nie (był ubrany w kremową kurtkę, śmieszną czapkę, miał rzadkiego wąsa i był dość gruby, drugiego nie pamiętam). Potem ten sam gościu zapytał czy mam komórkę (miałem ale nie mogłem mu o tym powiedzieć), powiedziałem, że nie mam. Wkurzył się, a ten drugi zaczął mnie obszukiwać, wyciągnął z mojej kieszeni komórkę. Zawsze wydawało mi się, że moje gabaryty uchronią mnie przed takimi wydarzeniem, ale jak się ukazało tak nie jest. Wtedy zrozumiałem dlaczego rodzice bali się o mnie kiedy wychodziłem sam gdzieś na spacer. To wydarzenie wstrząsnęło mną ogromnie, ale to co mnie kompletnie mnie dobiło, to zachowanie policjanta na komendzie, podczas przesłuchania. Mówił z taką ironią w głosie, jakby co najmniej miał do mnie pretensje, że nie broniłem się przed napastnikami. Ci faceci śnią mi się po nocach, a ja idąc ulicą patrzę czy gdzieś dookoła nie idą. I nie chodzi oto, że jestem tchórzem, tylko, że nie mogę znaleźć antidotum na mój wewnętrzny lęk. Nie ma we mnie złości, choć nie ukrywam, że chciałbym ich spotkać i przywalić porządnie, lecz dręczy mnie dlaczego to zrobili. Czy bieda i bezrobocie spowodowały taki stan rzeczy? Nie chce poznać odpowiedzi, domysły mi wystarczą. Honor i prawda stają się powoli epizodem biblijnymi. I tak widocznie być musi, w tym naszym szaleńczym biegu ku lepszej przyszłości. :(

lzy_zycia : :
maj 08 2003 POCZĄTEK
Komentarze: 2

Jeśli ktoś to przeczyta to mam nadziej, że nie będzie się śmiał, że chłopak napisał pamiętnik. Ten chłopak był na tyle zaskoczony swoim dotychczasowym życiem, że chciał płakać. Przechadzał się ulicą pomrukując coś pod nosem. Nie wiem dlaczego to robie. Może czuję się złapany w pułapkę codziennego życia. Jednak nie chce aby ktoś pomyślał, że czuję się samotny z powodu braku przyjaciół i ludzi mi drogich, bliskich. Nie, to nie oto chodzi. Lecz czasami ogarnia mnie lęk przed przyszłością, przed jutrem, ogarnia mnie pustka. Dlaczego tak się dzieje? Nie wiem. I nie wiem co mam z tym zrobić. Kiedy przebywam czasami wśród kolegów, to mam wrażenie, że nie spotkałem jeszcze kogoś, kogo mógłbym nazwać przyjacielem. Czy coś robie źle? Może mam zbyt duże wymagania? Czasami nie potrafię zrozumieć samego siebie. To właśnie sprawia, że tak się czuję, i że musze gdzieś, na zewnątrz wydobyć moje emocje. Najlepiej na papier lub na ekran twojego monitora :)

lzy_zycia : :